i to też raczej nie wszystkich.
Kompletna groteska i surrealizm w bardzo specyficznym, japońskim wydaniu. "Gozu" nie jest jednak specjalnie zagmatwany - jest dziwny, absurdalny, ale fabuła posiada linearną ciągłość i przy uważnym oglądaniu nie zatraci się sensu całości. Film utrzymany jest ponadto w konwencji czarnego humoru, co u tego reżysera nie może dziwić.
Miike i Sato wyraźnie inspirowali się w tym przypadku twórczością Lynch'a, co moim zdaniem średnio wypadło; nie udało się uzyskać nawet w przybliżeniu onirycznego klimatu charakterystycznego dla filmów pana Davida, a fabuła, choć intrygująca i ciekawa, nie może jednak konkurować z zakręconymi historiami tego twórcy. Za to dobrze wypadły w "Gozu" dziwaczne postacie, które na swojej drodze spotyka główny bohater.